Pisałem niedawno o wizycie w Makau, leżącej u ujścia Rzeki Perłowej byłej kolonii portugalskiej, dziś znajdującej się w rękach chińskich. Po drugiej stronie utworzonej przy ujściu Rzeki Perłowej zatoki znajduje się Hong Kong, była kolonia brytyjska, od 1997 roku chiński Specjalny Region Administracyjny. Z Makau do Hong Kongu odpływają regularne promy i poduszkowce. Podróż zajmuje nieco ponad godzine i jest bardzo wygodna.

Nocleg udało się załatwić za darmo dzięki ojcu Francisowi. Spaliśmy tam w katolickiej szkole położonej w Kowloonie. Kowloon to część Hong Kongu położona na lądzie stałym, sam Hong Kong jest natomiast wyspą. Przez lata był to jeden z najważniejszych portów handlowych Chin i nadal nim pozostaje. Sama nazwa po chińsku oznacza „pachnący port” – być może z powodu handlu pachnącymi ziołami i olejami, z którego w dawnych czasach słynęły te rejony.

Pomiędzy Hong Kongiem, a Kowloonem od 1888 kursują promy firmy Star. Odpływają z Portu królowej Wiktorii, centralnego punktu nabrzeża w Kowloonie. Ze względów estetycznych i przez wzgląd na turystów firma postanowiła zachować ich historyczny wygląd.
O Hong Kongu mówi się, że jest to miejsce, gdzie zachód spotyka się ze wschodem. Coś w tym jest. Jest to miasto azjatyckie, jednak charakter ma bardzo europejski. Nawet to w jaki sposób zorganizowano zabudowę miasta, przypomina bardziej Europę niż Chiny. Wieżowce Szanghaju są niewątpliwie bardziej imponujące, ale więcej w tej zabudowie chaosu. Panorama Hong Kongu odznacza się dużo większą harmonią.

W centrum Hong Kongu znajduje się imponujący ogród botaniczny. Otoczony jest parkiem, bardzo popularnym wśród miejscowych.
Po samym mieście porusza się dość mozolnie, z górki i pod górkę. Na najciekawszą z górek – Wzgórze Wiktorii, wjechać można specjalnym tramwajem.

Wzgórze Wiktorii to najlepszy punkt widokowy na Hong Kong. Wjechaliśmy tu jeszcze za dnia i zostaliśmy aż do zapadnięcia zmroku, by zobaczyć panoramę miasta zarówno w dzień jak i nocy.

Po zapadnięciu zmroku widoki były jeszcze bardziej imponujące.
Wieczór spędziliśmy pijąc piwo na nabrzeżu w Kowloonie, ciesząc się takim widokiem:
Było to urodziny Ojca Francisa, więc uczciliśmy je paroma San Miguelami – najlepszymi filipińskimi piwami. Na drugi dzień wybraliśmy się na wyspę Lantau, podziwiać tamtejszą statuę Buddy – największą na świecie statuę tego typu wykonaną z brązu. Liczy ona 34 metry wysokości, a prowadzi do niej 268 schodów. Dziś na wzgórze prowadzi też kolejka górska, więc nie trzeba się nawet wspinać.
Shenzhen
Ponieważ loty z Hong Kongu były drogie wybrałem opcję lotu z Shezhen. Miasto sąsiaduję z Hong Kongiem i powstało jako konkurencja dla miasta w czasach, gdy Hong Kong należał do Brytyjczyków. Miasto powstało praktycznie z niczego, a dziś jest wielką metropolią i jednym z centrów przemysłu i handlu.

W Shenzhen spędziliśmy tylko jeden wieczór, więc nie było czasu na zwiedzanie. Znalazła się jednak okazja na spróbowanie jak smakuje woda z kokosa. To właśnie w Shenzhen spróbowałem go po raz pierwszy. Kolejną okazję miałem dopiero parę lat później na Filipinach. Dziś wodę z kokosa można łatwo kupić tu w Europie i nie różni się zbytnio smakiem od tej prosto z kokosa.
Hong Kong to niewątpliwie miasto bardzo specyficzne. Europejskie miasto w Azji, można by powiedzieć. Na ten niewielki skrawek ziemi wciąż imigrują w poszukiwaniu lepszego życia dziesiątki tysięcy ludzi, mieszkając nieraz w pokojach wielkości komórki na szczotki, gdzie zmieści się jedynie ich łóżko i odwiedzając swoje rodziny w Chinach raz w roku. Do Hong Kongu ciągną nie tylko imigranci. Hong Kong poza byciem ekonomicznym gigantem, jest też azylem dla opozycji chińskiej, ośrodkiem wolnej myśli, forpocztą Kościoła w Chinach, centrum kultury i handlu. Jedyne co odstrasza to ceny, 10 razy wyższe niż w Chinach kontynentalnych. Pomimo to, wizyta tu, była jedną z najbardziej ekscytujących.
