Belgrad – stolica i główne miasto Serbii. Miasto starożytne, z bogatą historią, jak również ze świetną sceną kulinarną skupioną głównie na lokalnej kuchni bałkańskiej. Czuć jednak wciąż efekt jaki wywarły na nim wojny lat 90. i NATOwskie bombardowania w 1999 roku. Jak dotąd myślałem, że smutne marsowe miny to polska specjalność. Przy Serbach z Belgradu możemy spokojnie uchodzić za jedną z najbardziej uśmiechniętych nacji.
Naddunajska stolica

Belgrad jest jedną z czterech, obok Wiednia, Bratysławy i Budapesztu, europejskich stolic przez którą przepływa Dunaj i jedyną, której jak dotąd nie odwiedziłem. Miasto znajduje się w trójkącie utworzonym przez Dunaj i rzekę Sawę, która właśnie w Belgradzie uchodzi do Dunaju. Stanowiło to zawsze o silnych walorach obronnych miasta. Na wzgórzu nieopodal ujścia zbudowano w XVI wieku fortecę Kamelegdan.
Pod fortecą znajdują się pozostałości rzymskich katakumb, studnia, jak również bunkry z okresu zimnej wojny. Najciekawszym miejscem są niewielkie cerkiewki położone na wzgórzu, nie wspominając o widoku na Dunaj i Sawę.
Nieopodal zamku znajduję się zabytek z czasów ottomańskich, z XIX wieku, pałac należący do serbskiej rodziny książęcej, rządzącej autonomicznych księstwem Serbii, częściowo zależnym od Turcji.
Tuż przy wyjściu z parku okalającego twierdzę można natknąć się na polski akcent (nie licząc używanych przez belgradzką komunikację miejską autobusów Solaris), ulicę Tadeusza Kościuszki:
Stąd niedaleko już do głównego deptaku miasta – ulicy Kniazia Michała, popularnej wśród turystów i zakupowiczów. Zjadłem tu coś w rodzaju serbskiego dewolaja, wypełnionego jednak nie masłem, a kajmakiem.
Zdecydowanie ciekawszym i najfajniejszym moim zdaniem miejscem w Belgradzie jest deptak w dzielnicy Skadarlija. To kulinarne zagłębie Belgradu, dawniej siedlisko tutejszej bohemy. Odwiedziłem to miejsce zarówno za dnia, jak i w nocy. Za dnia było dość pustawo, ale lokal urzekł mnie drzewkiem wrośniętym z patio. Jak widać nie zawsze trzeba ciąć, prawda panie Szyszko?

Zjadłem tu coś w rodzaju serbskiego hamburgera, nie był on jednak nadzwyczajny. Serbska kuchnia ma lepsze rzeczy do zaoferowania. Jak na przykład znakomite kiełbaski z różnych regionów Serbii:
Porcja, jak to w Serbii, starczyłaby dla batalionu wojska. Całość poprzedziłem zupą, więc cała kolacja zajęła dobre dwie godziny. Jedzenie w Serbii to coś w rodzaju własnej wersji programu Man vs. Food, szczególnie gdy nie lubimy nic zostawiać na talerzu.
Skardalija nocą pełna jest ludzi. Dodam tylko, że to nie weekend, a dzień powszedni. W lokalach muzyka na żywo, tłumy ludzi, gwar…jednocześnie kelner podchodzi do twojego stolika z kamiennym wyrazem twarzy i oschle pyta co podać. Nie wiem czy to niechęć do obcokrajowców, nieśmiałość, kultura wielkiego miasta…W Niszu na południe od Belgradu ludzie uśmiechali się dużo bardziej. Jako Polak nie jestem aż tak wyczulony na brak uśmiechu od ucha do ucha, ale w Belgradzie rzucał się w oczy.
Nawet późnym wieczorem, czułem się tu jednak dość bezpiecznie. Ulice nie pustoszały do północy, nawet w dzień powszedni. Serbowie wydają się bardzo zwartym narodem i cenią swoje towarzystwo.
Belgrad to również miasto cerkwi – jak np. olbrzymiej Cerkwi św. Sawy, cerkwi św. Aleksandra itd. placów, jak plac Republiki i muzeów. Obok cerkwi św. Sawy znajdziemy pomnik Nikoli Tesli – najsłynniejszego serbskiego naukowca. Odwiedziłem muzeum wojskowości, gdzie trwała wystawa o udziale Serbów w I wojnie światowej. Poza tym poszedłem rzucić oko na budynek parlamentu.

To co rzuca się w oczy to transparenty przed parlamentem, dotyczące wojny w Kosowie i NATOwskich nalotów z 1999 roku. W poprzednim wpisie pisałem o widocznych w mieście zniszczeniach z czasów wojny. Gdzieniegdzie znajdziemy pomniki ofiar NATOwskich nalotów i wołanie o sprawiedliwość dla ofiar kosowskich Albańczyków.
Nie mnie rozstrzygać kto ma rację w tym sporze. Jak to zwykle w historii wojen bywa, obie strony kończą zbroczone krwią niewinnych ofiar. Nie będę udawał, że cenię Clintona za bombardowania Serbii, czy za oderwanie od Serbii ich narodowej kolebki (tak jakby ktoś zabrał nam Gniezno). Z drugiej strony Serbowie nie byli jedynie niewinnymi ofiarami tej wojny. Po raz pierwszy jednak miałem okazję zastanowić się nad serbskim punktem widzenia i tym jak ta wojna dotknęła ten niewielki naród. Brak uśmiechów, poważne spojrzenia mieszkańców Belgradu i brak entuzjazmu w stosunku do obcokrajowców wydają się uzasadnione w tej sytuacji.

Pomimo tego, uważam Belgrad za piękne miasto, z ciekawą architekturą i fantastyczną kuchnią. Szczególnie jeśli lubicie dobrze i do syta podjeść.