Wielki Mur Chiński, jeden z symboli Chin, ale też jedna z najbardziej imponujących struktur stworzonych przez człowieka. Jest to punkt obowiązkowy większości wycieczek do Chin. Najpopularniejszym turystycznie odcinkiem tego liczącego tysiące kilometrów muru jest odcinek Badaling – niedaleko Pekinu. Problemem Badaling jest właśnie jego popularność. Spotkać nas tam mogą takie widoki:

Oczywiście Wielki Mur można obejrzeć bez przeciskania się przez tłum Chińczyków. Razem z Polką – Kasią, którą poznałem w Chinach, postanowiliśmy wybrać się na odcinek muru Huangyaguan, leżący niedaleko Tianjinu. Z samego rana udaliśmy się na pociąg – 3 godziny w pociągu podmiejskim sunącym powoli przez chińską prowincję. 120km, postój na każdej stacyjce, drewniane siedzenia, a na suficie wentylatorki dostarczające pasażerom odrobinę ulgi w gorące dni. Ten było wyjątkowo gorący.

Na stacji kolejowej czekał tłum lokalnych mieszkańców z ofertami noclegów. Wyglądało to jak jakaś demonstracja. Tłum ludzi z transparentami, krzyczący coś w kierunku przyjezdnych. Tylko, że na transparentach nie było politycznych haseł, a cena za nocleg. Jako jedyni biali zostaliśmy otoczeni przez mały tłumek, ale w końcu wyrwaliśmy się i wytargowaliśmy z kierowcą cenę, za którą zawiezie nas na mur i przywiezie z powrotem, gdy już skończymy obchód.

Na murze nie było niemal nikogo. Poza nami spotkaliśmy 4 turystów. Gdy myślę, o dzikich tłumach na Badaling, trudno mi zrozumieć, że ktoś chciałby tam jechać. Z drugiej strony odciąża to inne odcinki muru, takiej jak Huangyaguan.
Cały mur liczy sobie około 2400 km. Podaje się też większe liczby, ale zazwyczaj mieszają one fragmenty muru z różnych epok albo fortyfikacje od muru niezależne. Pierwsze wzmianki o budowie północnych fortyfikacji nadgranicznych pochodzą już z VII wieku p.n.e, ale obecny kształt mur uzyskał dopiero w czasach panowania dynastii Ming w XV wieku. Chronił on północną granicę cesarstwa przed plemionami mongolskimi i osłaniał chiński odcinek Jedwabnego Szlaku.

Co paręset metrów na murze znajduję się wieża obronna. Garnizony poszczegółnych wież mogły sobie łatwo przychodzić z pomocą w razie ataku wroga.
Warto też docenić walory przyrodnicze miejsca. Krajobraz jest nieziemski.
Słońce smaliło okrutnie, a poza wieżami obronnymi nie było praktycznie żadnej przed nim osłony. Oczywiście nie była to wielka przeszkoda, tym bardziej, że w słońcu okoliczne góry wyglądały jeszcze piękniej. Na końcu odcinka znajduję się jedna z fortec. Był to punkt zaopatrzeniowy tego odcinka muru.
Tu również panowały pustki. Kręcąc się uliczkami można było poczuć się jak w chińskim garnizonie przed paruset laty. Czekał tu też na nas, nasz kierowca, który odwiózł nas na stację. Pojawiła się też jakaś lokalna sprzedawczyni i za wszelką cenę chciała nam wcisnąć obiad. Odmówilśmy grzecznie, ale nie dawała za wygraną, a kierowca chyba ją znał, bo nie odjeżdżał i dał jej gadać. Żal nam się jej zrobilo, bo nie wyglądała za bogato, a cena za posiłek była dość niska. Poprosiliśmy by zamiast tego dała nam jakieś napoje. Chcieliśmy zjeść po powrocie, na spokojnie, a nie na szybko w samochodzie.

Powrót zajął nam kolejne trzy godziny. Tianjin opuściliśmy koło 8 rano, z powrotem byliśmy koło 8 wieczorem. Być może dzisiaj Huangyaguan jest bardziej popularny niż dawniej, ale założę się, że dantejskich scen rodem z Badaling tam nie uświadczymy.