We wpisie o Tallinnie wspomniałem o tym, że 25% mieszkańców Estonii stanowią Rosjanie. Większa część z nich jak nietrudno zgadnąć mieszka na wschodzie kraju, blisko granicy z Rosją. Narwa to miasto przygraniczne, granica Unii Europejskiej, ale też miasto na wskroś rosyjskie.

Do Narwy dotarłem pociągiem z Tallinna. Miałem tu cały dzień, ale parę godzin w zupełności wystarczy. Zdziwiłem się jak mocno ufortyfikowane było drogowe przejście graniczne. Droga prowadząca do granicznego mostu na rzece Narew otoczona była z dwóch stron wysokim płotem z drutem kolczastym. Przejście na drugą stronę ulicy dostępne było dopiero pareset metrów od granicy państwa.

Jednym z głównych zabytków Narwy jest barokowy ratusz. Sam budynek jest ciekawy, ale otoczony jest współczesną architekturą, czytaj blokami z wielkiej płyty. Taki zabytkowy akcent w środku betonowego blokowiska.

Wizytówką Narwy jest XIII-wieczny zamek Hermanna z charakterystyczną 51-metrową wieżą (XV wiek). Leży na wzgórzu nad samą rzeką Narwą. Z drugiej strony rzeki widać twierdzę rosyjską, leżącą w sąsiadującym z Narwą rosyjskim Iwanogrodzie.

Zamek postawili tu Duńczycy, władający tymi terenami w XIII wieku, ale 100 lat później wykupił go Zakon Kawalerów Mieczowych. Twierdza Iwanogrodzka powstała jako przeciwwaga dla niemieckiej fortecy i gwarant dostępu do morza dla rosyjskich łodzi. Przez pewien czas obie fortece należały do Szwedów i przechodziły z rąk do rąk tak samo jak reszta Estonii.

Tereny nad rzeką służą miejscowym jako miejsca piknikowe, tereny do wędkowania czy po prostu spaceru. Uczniowie lokalnych szkół chodzą tu na wagary.

Miałem dużo czasu, więc pokręciłem się po Narwie. W starej dzielnicy sporo było ciekawych kamienic i drewnianych zabudowań. Dzielnia przypominała mi atmosferą polskie zapuszczone osiedla, pełne amatorów trunków i szlajającej się młodzieży. Zawsze staram nie rzucać się w oczy i nie wyglądać jak typowy turysta, w czym w tym wypadku pomogła mi również typowo słowiańska facjata. Mógłbym spokojnie uchodzić za lokalnego Iwana, odpowiednika naszego Seby.
Zachwycił mnie budynek fabryczny. Hala z czerwonej cegły rodem z XIX wieku i „Ziemi Obiecanej” Reymonta i Wajdy. Stoi taka również w moim mieście, ale ktoś postanowił część jej konstrukcji wyburzyć…Brak mi słów czasami. Wystarczy spojrzeć na ten budynek by zrozumieć, że architektura przemysłowa też potrafi zachwycić.

Jak już wspomniałem, wszędzie słychać rosyjski. Tylko 4% mieszkańców to Estonczycy. W 1940 z rozkazu Stalina, mieszkających w Narwie Estonczyków i Niemców wysiedlono, a na ich miejsce nawieziono Rosjan.

Idąc wzdłuż twierdzy Iwanogrodzkiej, dojdziemy do wodogrzmotów i zabudowań młynów wodnych. Szukając ich pogubiłem się i wylądowałem nad jakimś jeziorem z ostrzeżeniami, ze jestem w strefie przygranicznej. Natomiast w okolicy zamku znajdziemy pamiątkę z czasów szwedzkich, pomnik lwa z 1700 roku.
W nocy spod stacji w Narwie miałem autobus do Rygi. Autobus estońskiej firm Lux Express (bardzo wygodne autobusy, z WiFi, dużą przestrzenią na nogi etc.) jeździły na trasie Sankt-Petersburg – Riga, z przystankiem w Narwie. Czasu miałem jeszcze sporo, więc postanowiłem znaleźć jakieś zaciszne miejsce, poczytać książkę z tabletu i cieszyć się widokami.

Chciałem posiedzieć przy szwedzkim lwie, ale tam, jak i na większości okolicznych ławek rozłożyła się okoliczna młódź z wódka i browcem. Pozostało znaleźć inna miejscówkę. Siadłem sobie na skarpie z widokiem na Zamek Hermanna, Narew i Twierdzę Iwanogrodzką. Co jakiś czas, na drodzę nade mną, przejeżdżał lokalny imprezowóz z umca-umca i rosyjskim disco-polo. Gdy zmrok zapadł okazało się, że oświetlona jest tylko Forteca Hermanna. Fortecę Iwangrodzką spowija mrok.
W Narwie podobał mi się klimat zwyczajnego miasta. Taki estoński Kwidzyn, Koło, Konin czy Racibórz. Niby jakieś zabytki są, ale to nie wokół nich toczy się życie. O 1 w nocy odjechałem z Narwi. Na moim miejscu w autobusie siedziała sporej wielkości ruska matrioszka, która w półśnie, zirytowana lekko, poinformowała mnie żebym „siadał gdzie bądź”. Nie śmiałem sie sprzeciwić i z pokorą znalazłem sobie inne miejsce w tyle autobusu.