Loty na Malte to dziś bułka z masłem. Wizzair i Ryanair oferują tanie loty z paru polskich lotnisk. Malta dysponuje jednym lotniskiem międzynarowodym położonym w środku tej małej wyspy, niewiele większej od gminy z której pochodzę (Gmina Prabuty około 200km2, Wyspa Malta 250km2). Stamtąd autobusami można odjechać w dowolne miejsce wyspy. Autobusy to podstawa transportu publicznego na Malcie. Można dojechać nimi wszędzie i za niewielką stawkę.

Mój hotel znajdował się w St.Julian – miasteczku hoteli i kasyn. Hotel był dość skromny, zależało mi jedynie na miejscu do spania. St. Julian sąsiaduje z bardziej historycznym miastem Sliemą, a ta z kolei ze stolicą państwa – Valettą. Pierwsze kroki skierowałem w stronę restauracji w Sliemie, słynącej z sezonowego menu i znakomitych potraw. Jeżeli będziecie w okolicy odwiedzcie Wigi’s Kitchen. Ceny jak na ten typ restauracji są całkiem przystępne! Piersi przepiórcze były znakomite. Podobnie jak łosoś.

Sliema nie wyróżnia się zbytnio na mapie zabytków Malty. Miasto wydaje się nastawione na handel i gastronomię, wzdłuż wybrzeża ciągną się rzędy straganów i sklepików oraz mała gastronomia. Po jedzeniu wsiadłem zatem w autobus i ruszyłem dalej, w stronę Valetty. Miasto do bólu historyczne. Autobus zatrzymuje się na głównej pętli i nie wjeżdża do samego historycznego centrum.

To co najbardziej urzeka w Valetcie to nie główne deptaki i zabytkowe kościoły, a właśnie niewielkie uliczki pełne dawnej architektury. Można się nimi przechadzać godzinami, unikając turystycznego zgiełku głównych ulic i napotykając się głównie na znudzonych nami miejscowych.

Idąc wzdłuż głównej ulicy Valetty natkniemy się na Pałac Wielkiego Mistrza, należący do Mistrza Zakonu Kawalerów Maltańskich, gdy ten miał siedzibę na Malcie.



Nieopodal znajduje się muzeum wojskowości. Warte zobaczenia, główne dla zbroi tureckich i paru unikatowych eskopanatów związanych z Rycerzami Zakonu Maltańskiego. Podobno znajduje się tam fragment szyszaka husarskiego, ale nie potrafiłem go zlokalizować. Może wam się uda.
Idąc głowny deptakiem – Aleją Republiki, dotrzemy do murów twierdzy św. Elma, kluczowy punkt oporu przeciwko Turkom w czasie wielkiego oblężenia Malty w 1565. Tu odbyły się najkrwawsze walki i tu załamało się morale tureckie. Idąc na prawo będziemy mogli podziwiać widok na słynny wielki port. Codziennie wpływają tu olbrzymie wycieczkowce i statki transportowe. Udało mi się zlokalizować kawiarnię na jednym z tarasów. Popijając świeżo wyciskany sok z pomarańczy można było upajać się widokiem Valetty, Wielkiego Portu i Miasta Birgu po drugie stronie portu.

Valetta najlepsza jest na spokojnie. Nie sposób się tu zgubić, wszędzie jest blisko i wszędzie jest ciekawie. Warto poświęcić pare godzin na spokojny spacer i wchłonąć klimat miasteczka.

Gdy przyjechałem na Maltę kończył się sezon pilkarski. Piłka nożna to sport narodowy Maltańczyków i tego akurat dnia odbywał się mecz pomiędzy drużynami z Valetty i Sliemy. Mecz na stadionie narodowym Malty obejrzałem już w hotelu, ale zanim tam dotarłem zwróciłem uwagę na banery druży piłkarskich porozwieszane na budynkach Valetty

Malta to kraj katolicki o czym świadczy mnogość Kościołów. Nad Valettą dominuje kopuła Kościoła Matki Bożej z góry Karmel. Polecam zajrzeć do środka napotkanych świątyń, no chyba, że nienawidzicie baroku.
Opuszczając Valettę zwróciłem uwagę na dość ciekawie oświetlony Kościół. Odbywał się tu odpust, więc ksiądz proboszcz poszedł na całość:
Malte odwiedziłem pod koniec kwietnia, więc Boże Narodzenie nie jest tu wytłumaczeniem. Środek był równie bombastyczny, ale to co mnie urzekło to śpiew. Tradycyjne pieśni w języku maltańskim brzmiały niesamowicie. Zostałem do końca mszy.
Valetta to punkt obowiązkowy wizyty na Malcie. Znajduje się tu ponad 300 zabytków, co jest liczbą imponująco biorąc pod uwagę rozmiar tego miasta. Poza tym Valetta jest po prostu piękna. Warto się tu wybrać na długi spacer i posiedzieć nad brzegiem Wielkiego Portu. Panoramę Valetty dobrze widać z sąsiedniej Sliemy, wspomnianego miasteczka ze sklepikami i straganami rozsianami wzdłuż głównej ulicy biegnącej brzegiem morza. Można też spróbować lokalnego street-foodu, a na nabrzeżu spotkać plażowiczów. Woda pod koniec czerwca była dość zimna, nie próbowałem więc kąpieli. Może kiedyś.
